sobota, 21 października 2017

Tylko Stella 1



Rozdział 1

Mama czterech Misiów


     Teo podniosła córkę z kanapy. Mała brunetka już od kilku minut spała na kolanach swojej ukochanej babci. Wtulała się w nią tak mocno, że starsza kobieta nie miała możliwości wstania. Jednak nigdy nie narzekała. Uwielbiała dzieci, zresztą sama miała ich czwórkę, a także była niegdyś nauczycielką.
     - Nie przeszkadzała mi – oznajmiła z uśmiechem wyciągając ręce, aby synowa ponownie umieściła w nich Devinę.
     - Mamo, rozpieszczasz ją. Odzwyczai się od sapania w swoim pokoju – starsza kobieta tylko pokręciła głową. Opuściła jednak ręce, wolała nie kwestionować metod wychowawczych Teo, zwłaszcza że lubiła ją i uważała za dobrą matkę.
     - Zrobię nam herbaty, a ty pójdź i spróbuj oderwać męża od pracy – puściła do niej oczko, poczym zwróciła się w stronę kuchni. Mimo że nie mieszkała w tym domu od pięciu lat dokładnie znała każdy zakamarek, w końcu to ona wraz ze swoim mężem go wybudowali dla swojej rodziny. Kiedy już dzieci wyprowadziły się z domu i zostali w nim sami stwierdzili, że jest dla nich o wiele za duży. Oddali go więc najstarszemu synowi, Noah. Sami wprowadzili się do swojego starego mieszkania w centrum Londynu. Teraz jednak Stelli doskwierała samotność, jej mąż zmarł cztery lata temu, a ona nie wiedziała co ma począć.
     Otworzyła górną szafkę i wyciągnęła z niej trzy kubki. Wsypała do nich czarną herbatę. Nagle zobaczyła mroczki przed oczami, chwyciła mocno blat, aż knicie jej zbladły. Coraz częściej kręciło się jej w głowie, jednak ignorowała to.
     - Mamo – powiedziała Teo. Nagle jej teściowa upadła na ziemie. Młoda kobieta krzyknęła przestraszona. – Mamo – kucnęła przy kobiecie i dwoma palcami sprawdziła czy ma puls. Nie miała. – Noah – krzyknęła. – Noah – wstała i pobiegła w stronę gabinetu męża. Jak zwykle siedział zapatrzony w swój najnowszy projekt. – Noah –  powiedziała bez tchu, mężczyzna podniósł na nią wzrok. – Twoja mama. Twoja mama leży w kuchni i nie oddycha.

Półtorej roku później

     Caroline Olivia Harrison nie była delikatną kobietą, nie użalała się nad sobą, nie opłakiwała przeszłości, już jako dziecko bardziej przypominała z charakteru ojca, niż wrażliwą matkę. Tak jak Anthony miała ponad przeciętną inteligencję oraz ogromną ambicję. Kiedy jej młodsza siostra Eliza bawiła się lalkami, a Stella malował jej śliczną buźkę, Caro wolała czytać książki i bawić się w chirurga.
     - Pani doktor – powiedziała przestraszona stażystka. Harrison podniosła na nią zirytowane spojrzenie, zielonych oczu. Nie znosiła kiedy ktoś odrywał ją od pracy, a zwłaszcza kiedy była to strachliwa podwładna. – Pani brat przyszedł.
     - To go wpuść – warknęła, poczym wróciła do przeglądania wyników pacjenta.
     - Witaj, witaj siostruniu – nie musiała podnosić głowy, aby wiedzieć, że czarnowłosy mężczyzna uśmiechał się zawadiacko. Znała swojego brata, jak własną kieszeń. Był idealnym przykładem czystej arogancji. Piękna żona, mądre dzieci, prowadził z sukcesem firmę budowlaną swojego zmarłego ojca, lubił się tym chwalić, a dodatkowo posiadał wiecznie zadowolona z siebie minę i spojrzenie pełne wyższości. – Jak tam ratowanie życia ?
     - Noah – obdarzyła go zdegustowanym spojrzeniem. Stał oparty o framugę, wyglądał jak idealna kopia ich ojca. Był wysokim, przystojnym mężczyzną. Czarne włosy, tak jak Anthony, wiecznie zmierzwione, a pod oczami sińce od przepracowania, do tego szeroki uśmiech z dołeczkami na policzkach. Jedynie oczy miał matki, piwne w odcieniu płynnego złote i pełne radości z życia. Ich ojciec posiadł zielone tęczówki, które ukazywały jego inteligencje oraz pewność siebie. Tęskniła za nim każdego dnia. Był jej bohaterem i wzorem idealnego mężczyzny do końca swoich dni.
     - Cóż za chłodne powitanie – stwierdził, po czym powolnym krokiem przeszedł się po jej małym gabinecie. Stanął przy szafce na której leżały zdjęcia. Na jednym była Caroline ze swoim narzeczony i małym psem. Zaś na drugim cała czwórka rodzeństwa Harrisonów, dokładnie pamiętał dzień w którym zrobiono to zdjęcie. Był to ślub Elizy. Caro siedziała na kolanach Bastiona, oboje uśmiechali się szeroko do aparatu, złote loki ich brata zakrywał jej obszerny kapelusz. Eliza w białej sukni stała za nimi i śmiała się serdecznie, zaś on obejmował swoją małą siostrzyczkę ramieniem oraz całował jej blond włosy. Było to dziesięć lat temu. Na ostatnim zdjęciu byli ich rodzice. Stella i Anthony. Jeszcze jako młodzi ludzie siedzieli na schodach pijąc piwo i śmiejąc się do siebie.
     - Czego chcesz ? – zapytała doktor. Noah odwrócił się, poczym usiadł naprzeciwko niej. Jego złote oczy ukazywały chłód.
     - Stella wczoraj miała chrzciny, Elizie było przykro, że się nie zjawiliście – wyjaśnił. Caroline tylko się uśmiechnęła. Bawił ją fakt, że siostra dla uczenia matki, nazwała na jej cześć nowo narodzoną córkę. Wydawało się jej to niezwykle tandetne i wymuszone.
     - Cóż bywa. Kiedy ona po raz kolejny chrzciła dziecko, ja ratowałam życie – ironia w jej głosie zabolała go.
     - Caro, przestań. Co się z tobą stało ?! – krzyknął. Zerwał się z fotela i zmierzył ją ognistym spojrzeniem. – Nie poznaje cię już. Gdzie ta uśmiechnięta, radosna dziewczynka, która godzinami patrzyła jak ojciec rysuje swoje projekty ? Teraz jesteś zimną, arogancką kobietą. Rodzice się przewracają w grobie.
     - Rodzice nie żyją – jej głos był spokojny i chłodny. Wstała z fotela i skrzyżowała ręce na piersiach. – Nie mogą się ruszać – zaśmiała się podle. Noah pokręcił tylko głową i położył na jej biurku wśród przeróżnych akt brązowy notes i kopertę. – Co to ? – zapytała  dezaprobatą.
     - Bastian przejrzał ostatnio książki mamy. Znalazł kopertę w jej ulubionej książce, a ten notes oraz kolejne były pod łóżkiem, kiedy skończysz go, przyjdź po następny. My, czyli ja, Teo, Eliza i Bastian już je przeczytaliśmy – wyjaśnił. – Chciałem ci je dać wcześniej, lecz za każdym razem mnie odprawiałaś – Caro podniosła delikatnie prawdopodobnie ostatnie słowa swojej ukochanej mamy. – Do zobaczenia Caroline.
     Nie słyszała kiedy wyszedł. Jej umysł krążył jedynie wokół tej białej kopercie z napisem Dla moich czterech Misiów. Czy chciała to przeczytać? Jeszcze raz zetknąć się ze wspomnieniami o Stelli Harrison.  Przeżyć jej śmierć i wspominać życie. Tęskniła za nią każdego dnia. Za jej uśmiechem, radością i miłością którą jej okazywała.
     - Ty nieuku – krzyknęła, nagle w drzwiach pojawiła się przestraszona stażystka. – Niema mnie dla nikogo – młoda kobieta pokiwała głową, poczym wyszła z gabinetu zamykając drzwi za sobą.
     Caroline usiadła na swoim czarnym fotelu. Nabrała powietrza w płuca, a po chwili otworzyła kopertę. Była w niej kartka zapisana pismem jej zmarłej matki. Przełknęła ślinę i zaczęła czytać.


Moje kochane Misie,

Jeżeli to czytacie oznacza że umarłam. Przepraszam, że musicie przez to przechodzić. Wiem jakie to musi być dla Was ciężkie. Jednak moje życie musiało dobiec końca. Taka jest kolej rzeczy. Ja umarłam, ale Wy żyjecie dalej. Tyle jeszcze przed Wami moje Misie.
Pamiętam jak byliście małymi dziećmi. Pamiętam dni Waszych narodzi, pierwsze kroki, słowa, zakończenia szkół, wesela. Jak biegaliście wokół domu za psem. Wskakiwaliście na ojca, kiedy tylko się pojawił zmęczony w drzwiach. Zasypialiście przed telewizorem, a my patrzyliśmy na Was, nasze największe osiągnięcia, skarby. Rano wchodziliście nam do łóżka i tuliliście się do nas. Kiedy dojrzewaliście nie było już tak przyjemnie. Jednak każdy dzień w którym mieliśmy możliwość patrzenia, jak dorastacie, podejmujecie swoje pierwsze poważne decyzje, zakochujecie się, był wyjątkowy. Jestem taka z Was dumna, a Wasz ojciec też by był. Jesteście wspaniali. Każde na swój oryginalny sposób.
Noah, nasz pierworodny. Tak przypominasz Anthonego, z wyglądu i charakteru. Jesteś wspaniałym ojcem oraz szefem. To jaki jesteś troskliwy, czuły zaskakuje mnie każdego dnia. Bycie Twoją matką było dla cudownym przeżycie, a wychowanie Cię na tak niezwykłego mężczyznę największym zwycięstwem. Mam tylko nadzieję, że będziesz tak dumny ze swoich dzieci, jak ja z Ciebie.
Caroline, nasza pani doktor. Zdecydowanie jesteś najzdolniejszym z naszych dzieci. Odkąd pierwszy raz Cię ujrzałam wiedziałam, że masz w sobie tyle siły i woli walki, że zostaniesz kimś wyjątkowym, kimś kto zmieni świat. Nie pomyliłam się. Możesz osiągnąć wszystko.
Elizo, mała księżniczko tatusia i mamusi. W tylu aspektach mnie przypominasz, czasami mnie to przeraża. Jednak masz w sobie więcej inteligencji, serca i czułości, niż ja. Dałaś mi tyle szczęścia. Pokazałaś mi co to znaczy być czyimś bohaterem. Każdego dnia, chciałam być dla Ciebie przykładem, być lepszą matką, żoną, kobietą, aby zasłużyć na te pełne szacunku spojrzenie.
Bastion, łobuziak pospolity. Tyle problemów i nieprzespanych nocy, które przez Ciebie mieliśmy, wystarczy na całe życie. Nie byłeś łatwym dzieckiem. Jednak tyle radości, śmiechu nikt nigdy nam nie dał. Teraz nie jesteś już łobuzem, lecz mężczyzną, wspaniałym pełnym ciekawości świat i radości. Obiecaj mi, że nigdy tego nie stracisz. Jesteś wyjątkowy, unikatowy w każdym znaczeniu tego słowa.
Każde z Was jest inne. Wyjątkowe. I każde z Was kochamy na inny sposób. Jednak równie mocno. Oddałabym za Was życie. Moje Misie. Kocham, kochamy Was z tatą.
Wiem, że jesteście ciekawi czemu nie powiedziałam Wam tego osobiście, czemu pozostawiłam po sobie ten skrawek papieru. Albowiem mam raka. W ostatnim stadium. Nie poddałam się leczeniu. Nie powiedziałam nikomu. Chciałam umrzeć. Wiem, że to potworne usłyszeć to od matki, jednak już od dawna pragnęłam opuścić ten świat. Żyłam tylko dla Was. Od dania kiedy się dowiedziałam, chciałam spędzać z Wami każdą chwilę. Wykorzystać swój czas do maksimum. Jednak nie chciałam tego czasu przedłużać. Bowiem odkąd straciłam Waszego ojca, każdy dzień był dla mnie katorgą. Czułam jakbym z każdą godziną bez niego umierała cząstka mnie.  Jedyne o czym umiałam myśleć to o tym, że straciłam go na zawsze. Straciłam człowieka z którym przeżyłam najszczęśliwsze chwilę życia. A po nim nic już na mnie nie czekało.
Przepraszam Was jeszcze raz. Kocham Was z całego serduszka. Pamiętajcie o tym.

Stalla (Jakson) Harrison
Mama Misiów czterech

P.S. Pod łóżkiem możecie znaleźć moje pamiętniki. Wspomnienia, które spisywałam przez lata.


     Caroline rzuciła list na stertę papierów i szybko chwyciła za brązowy notes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz